prawicowy-bastion prawicowy-bastion
798
BLOG

Na co komu IPN?

prawicowy-bastion prawicowy-bastion Polityka Obserwuj notkę 48

Instytut Pamięci Narodowej istnieje od 13 lat. Jakie miał w tym czasie dokonania? Nie widać nic szczególnego. Historia powojenna jest doskonale znana. Od dawna pracownicy IPN zajmują się spisywaniem życiorysów pojedynczych osób, które nie mają żadnego znaczenia, bo i tak tylko garstka zapaleńców może tak szczegółowo interesować się historią, by zagłębiać się w los pojedynczych postaci, których były miliony. Oczywiście pracownicy IPN będą uzasadniać na wszelkie możliwe sposoby konieczność badań, dalszego zagłębiania się w archiwa, bo przecież biorą za to pieniądze. Kto by chciał sam pozbawiać się pracy? Zawsze liczy się jednak interes całego społeczeństwa. Jeśli coś nie ma większego sensu dla całości, to najczęściej się tego nie utrzymuje, zwłaszcza gdy nigdzie się nie przelewa. W archiwach IPN znajdują się setki kilometrów teczek. Historycy często piszą książki na ich podstawie. Do tych kilometrów treści dopisuje się kolejne kilometry, których nikt nigdy nie ogarnie, bo każdemu braknie życia, żeby przeczytać chociaż ćwiartkę zgromadzonego materiału. Wszystko to robi się za pieniądze podatnika. Na pewno nikt nie zabrania nikomu śledzenia szczegółowo historii, jak chcą tak bardzo śledzić, a potem sprzedawać książki. Tylko niech to wszystko dzieje się za ich prywatne pieniądze, niech inwestują i zarabiają, jak wszyscy działający na rynku książek historycznych.

Ponad rok temu media informowały, że IPN prowadził śledztwo w sprawie zamachu na papieża Jana Pawła II, które nie przyniosło nic szczególnego, co było oczywiste od początku, a które kosztowało 330 tyś. złotych. To pieniądze wyrzucone lekką ręką. IPN zajmuje się również lustracją. Politycy wprowadzili przepis, że każdy polityk powinien składać oświadczenie lustracyjne, a jeśli skłamie, to nie może pełnić funkcji publicznych. Za lustracją bardzo mocno opowiada się środowisko pisowskie, zwłaszcza związane z Antonim Macierewiczem. W roku 2010 policzono, że skazanie tylko jednego kłamcy lustracyjnego kosztuje 6 mln złotych. Koszty tropienia i węszenia, gdzie się da, często na partyjne zamówienie, też są niebagatelne. IPN zdaje się wysysać pieniądze Polaków z budżetu jak pijawka. A jaki jest pożytek z działalności? Chyba tylko taki, że grupy prawicowców działające na internetowych forach mogą od czasu do czasu czymś się podekscytować, co raczej stanowi wyjątkowo marny pożytek społeczny.

Na dodatek IPN od początku istnienia jest wykorzystywany politycznie. Teraz głośna jest sprawa 95-letniego gen. brygady Zbigniewa Ścibora-Rylskiego. Generał zareagował na buczenie pisowskiej części widowni podczas obchodów rocznicy „Powstania Warszawskiego”. Natychmiast zaczęto grzebać w jego życiorysie, szukać haków, żeby mu dokopać za wszelką cenę, zwłaszcza przy pomocy insynuacji, jakby w sprawie buczenia nie miał racji. Okazało się, że IPN gdzieś tam znalazł teczkę informującą, że generał po wojnie rozmawiał z oficerami Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Na tej podstawie prawica zorganizowała nagonkę. Odsądzano generała od czci i wiary. Musiał tłumaczyć, że rozmawiał z oficerami, ponieważ chciał chronić kolegów. Na nic się to zdało. Prawicowe stosy płonęły wszędzie, gdzie tylko się dało. Nie było ważne, że generał walczył ryzykując życie w „Kampanii Wrześniowej”, że był uczestnikiem walk „Powstania Warszawskiego”. W nagonce liczył się tylko jeden fakt – rozmawiał z oficerami Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, więc zdrajca, mimo że oficerowie mogli pisać różne rzeczy, czasem nawet trochę koloryzować, żeby lepiej prezentować się w oczach przełożonych. Jarosław Kaczyński na pewno też rozmawiał z oficerami służb, ale jemu nie odmierzają tą samą miarą. Nikt nie wykorzystuje IPN-u w tę stronę. Nie nazwie Kaczyńskiego zdrajcą z powodu faktu rozmowy. I na co komu ten IPN?

Wydaje się ogromne pieniądze, a pożytek z tego praktycznie żaden. Od czasu do czasu pojawiają się tylko nagonki oparte w znacznej mierze na insynuacjach, jakimś wątpliwym materiale i dopisaniu sobie wniosków. Powojenna historia Polski jest znana tak czy inaczej. Poznawanie życiorysu każdego członka „Solidarności”, których na pewnym etapie było 10 milionów, zwyczajnie pozbawione jest sensu. Każdy może zajrzeć na oficjalną stronę IPN-u i zobaczyć, co się tam znajduje (LINK). Gorąco zachęcam! Nie ma tam dosłownie nic ciekawego. Same nudne, wręcz skrajnie monotonne informacje, które można produkować aż do 2230 roku, a potem powtarzać od nowa, żeby tylko pieniądze z budżetu od Polaków płynęły.

IPN czasem organizuje różne wystawy. W normalnych krają są od tego muzea. Tylko w Polsce potrzeba dodatkowej instytucji, jakby nie było na co innego pieniędzy wydawać. Nie wiem, czy jestem za całkowitą likwidacją. Na pewno jestem za znaczącym ograniczeniem liczby pracowników, zlikwidowaniem 17 z 18 oddziałów IPN-u. Po co aż 18 oddziałów? Kiedy wystarczyłby jeden, albo kiedy mogłoby w ogóle nie być żadnego, bo w normalnych krajach historią zajmują się ludzie pracujący na uczelniach, a nie funkcjonariusze IPN-ów, których pracy chyba nikt tak na poważnie nie nadzoruje, więc sami sobie są panami. Sporo IPN-owskich pracowników od czasu do czasu bryluje w prawicowych mediach, gdzie opowiadają różne historie, zwykle charakteryzujące się jednostronnym spojrzeniem i nieuwzględniające różnych możliwości.

Najczęściej esbeckie świstki brane są za pewnik, zwłaszcza gdy pasują do jakiejś prawicowej teorii; i całe społeczeństwo jeszcze za to płaci. Działalność IPN-u w ciągu 13 lat od powstania skupia się właściwie na szperaniu i przepisywaniu esbeckich teczek. IPN po prostu nie ma sensu i dlatego rozsądnym pomysłem jest albo całkowita likwidacja, albo zostawienie jednego, góra dwóch oddziałów o charakterze reprezentacyjnym, chociaż mocno wątpię czy i to ma sens, bo przecież wypowiadać się w sprawach historii mogą profesorowie wykładających na uczelniach, a mamy bardzo wielu kompetentnych profesorów, którzy mogą to robić.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka